Jakiś czas temu dostaliśmy propozycję od znajomych harcerzy, aby pojawić się na obozie harcerskim i zapewnić uczestnikom trochę wrażeń i rozrywki.
Całość odbywała się w małym ośrodku w Bolewicku, gdzie przez kilka dni nocowała grupa dwudziestu nastoletnich harcerzy.
Organizatorzy prosili o rozrywkę w stylu podchodów, skupioną na orientację w lesie, początkowo nie było łatwo ustalić szczegóły i tak na prawdę cały plan został dopracowany dopiero w dzień samego wypadu.
Cała akcja polegała na uprowadzeniu z obozu jednego z harcerzy i pozostawieniu map ze wskazówkami jak go odnaleźć.
Za zadanie musieliśmy zabrać się „od końca” – najpierw znaleźć miejsce końcowe, nanieść na mapę współrzędne z GPS, następnie tą porcję map dostarczyć kilkaset metrów dalej, pozostawić w lesie (oznaczone dla pewności lightstickiem, zamknięte w skrzynce) oraz powtórzyć nanoszenie współrzędnych dla drugiego kompletu map, który miał znaleźć się w obozie.
Przygotowanie zajęło bardzo dużo czasu i ostatecznie do obozu dotarliśmy dopiero po około dwóch godzinach. Rozdzieliliśmy się i przeprowadziliśmy małe rozpoznanie, gdyż mimo 2:00 w nocy nie wszyscy jeszcze spali. Samo wejście do środka odbyło się szybko i po kilkudziesięciu sekundach byliśmy już w konkretnym pokoju „porywając” stamtąd znajomego. Narobiliśmy hałasu, zostawiliśmy mapy i udaliśmy się na miejsce docelowe.
W miedzyczasie burza z oddali przysunęła się naprawdę blisko, więc korzystając z niesamowitego klimatu rozdzieliliśmy się, by podłapać trochę emocji zostając przy samym obozie w bezpośredniej bliskości poderwanych „alarmem” harcerzy. Wśród błyskawic i grzmotów było naprawdę ciekawie, w końcu udało nam się opuścić teren i wrócić do reszty grupy.
Plan zakładał zorganizowanie zasadzki w okolicy punktu docelowego. Harcerze wychodzili grupami, które dochodząc do końca trasy były przez nas zaskakiwane i dołączały do nas w krzakach, czekając by wystraszyć kolejną grupę.
Przy okazji błysków latarek znalazł się też czas na zrobienie kilku fotek.
Całość wyszła naprawdę ciekawie. Chociaż osobiste odczucia mówią mi, że w przyszłości podobne akcje mogą być o wiele ciekawsze dla obu stron zabawy. Potrzeba by większej dynamiki, chociaż z drugiej strony czekanie przy rozświetlanym co kilka sekund niebie było klimatyczne na tyle, że nie można było się nudzić.
Przy okazji – działanie w lesie w środku nocy przy niemalże 25*C to jakaś tragedia. Może to i lepiej, że nie trzeba było biegać. Samą temperaturą i dobrymi kilkoma kilometrami byliśmy już nad ranem wykończeni.
Na koniec uczestniczyliśmy w charakterystycznych harcerskich obrzędach, po czym znalazł się czas na krótką integrację z opiekunami.
Jednym słowem – było naprawdę fajnie i na pewno nie będzie to ostatni raz kiedy wracamy z lasu dopiero rano! 🙂